te słowa mam w głowie, gdy na niego patrzę. dziwne- że gdy miałam 17 lat nie myśąłam w rzaden podobny sposób. nie myślałam o nim, o związku, o małżeństwie.
im bliżej tego dnia, tym jednocześnie bardziej boję się i cieszę. bo w zasadzie nie zmieni się nic- formalnie będę jego żoną, a on moim mężem, wszyscy będą czekali na nasze dzieci, a my razem będziemy brnąć w współne życie z dnia na dzień a późenij w lata.
nie boję się rutyny. z nim cięzko o nią.
wystarczy sie tak na prawdę przestawić- zacząć widzieć wiecej detali w tym co mamy na co dzień co robimy, a wtedy każdy dzień staje się inny, trochę lepszy lub gorszy.
mogłabym pisać jak żyć, bez i z depresją, ale ja wiem-że nie ma na nią innego lekarswtwa jak własnie to- cieszyć się z tego że otwarło się rano oczy mimo wieku, cieszyć się z słodkiej herbaty, z chłodnego deszczu, z trawy pod bosymi stopami.
ja dodatkowo mam właśnie mojego Adriana, moją mame, brata, i niunie. nikt mi nie jest bliższy niż te trzy osoby i psiak.
najbardziej boję się nie ich straty- ale tego że mogę o nich zapomnieć.
czasem jest śmieszenie- to prawda.